Ze względu na mój zawód oraz wykonywaną
obecnie przeze mnie pracę zarobkową, mam do czynienia codziennie (nie raz na
tydzień, nie raz na miesiąc czy raz na rok, ale codziennie), z dewastacją,
wandalizmem oraz uprzykrzającym życie celowym niszczeniem różnych elementów
architektonicznych i urbanistycznych. Spektrum jest szerokie. Psute, wyrywane,
kradzione klamki, elektrozaczepy, samozamykacze, domofony przy drzwiach
wejściowych do budynków mieszkalnych. Obdrapywane tynki i wybijane szyby okien
na klatkach schodowych. Wyrąbywane siekierą drzwi wejściowe do mieszkań.
Niszczenie zabezpieczeń pustostanów i podpalanie niezamieszkałych lokali.
Wyrywanie rur wodociągowych, kanalizacyjnych i centralnego ogrzewania.
Wyrywanie instalacji elektrycznej. Wyrywanie misek sedesowych, kabin
prysznicowych, umywalek. Oddawanie moczu na ścianę na klatkach schodowych.
Zalewanie fekaliami sąsiadów. I wiele, wiele więcej historii, które często
trudno sobie wyobrazić.
Wśród powyższych zdarza się również pokrywanie ścian budynków graffiti czy inną działalnością streetartową. Rzecz jasna jest to szczególnie frustrujące w przypadku świeżo wyremontowanych elewacji.
Graffiti uliczne - zdjęcie z 2013 r. [8] |
Tutaj pojawia się dla mnie problem z
kategoryzacją tego rodzaju „wandalizmu”. Ryszard Kapuściński, którego słowa
przytaczane są w pracy Włodzimierza Mocha powiedział: „Graffiti jest
formą graficznego krzyku. Ktoś chce, aby jego racje zostały dostrzeżone.
Ponieważ kryzys komunikacji będzie trwał wiecznie, graffiti będzie wieczne jak
ogień, grad, żywioł powodzi. Będzie też istnieć z tego względu, że komunikacja
ludzka staje się komunikacją wizualną, a graffiti to kolor, to uderzenie, to
próba zagrania na naszych emocjach. I w pewnym sensie jako sygnał komunikacji
graffiti może być bardzo pożyteczne” [1].
Znicze ułożone przed budynkiem, w którym znajduje się siedziba rządzącej partii - zdjęcie z 10.2020 r. [8] |
Problem z kategoryzacją graffiti i street
artu pojawia się dlatego, że obiektywnie nie stwarzają one bezpośredniego
zagrożenia dla mieszkańców budynków, przechodniów i uczestników życia
miejskiego czy wiejskiego. W przeciwieństwie do wyżej wymienionych przeze mnie
innych rodzajów dewastacji i powstających na bieżąco zniszczeń. Rzecz jasna,
mogą one zaburzać estetykę tkanki miejskiej. Wszystko zależy od tego, w jaki
sposób graffiti czy element street artu został wykonany, co przekazuje odbiorcy
i jaki cel przyświecał twórcy.
Graffiti uliczne - zdjęcie z 2013 r. [8] |
Równocześnie, zgodnie z szeroko przyjętą
praktyką gminną, ze wszystkich powyżej wymienionych dewastacji, graffiti i
przejawy street artu są uważane za najmniej szkodliwe i podlegają likwidacji
jako ostatnie w kolejności. W związku z niekończącym się brakiem środków na
takie realizacje, częstokroć zaniechiwane są próby likwidacji tego czy owego
napisu lub innego rodzaju działalności.
Transparent z protestu kobiet - zdjęcie z 10.2020 r. [8] |
W tym miejscu można zaznaczyć, że
właściciele i zarządcy taborów kolejowych już dawno poradzili sobie z tym
problemem stosując między innymi bezbarwne lakiery antygraffiti, które „dają
możliwość usunięcia niepożądanych kolejnych warstw farby bez uszkodzenia
pierwotnej warstwy lakierniczej” oraz zmniejszają adhezję, co ułatwia
usunięcie zanieczyszczeń znajdujących się na powierzchni konstrukcji [3], [4].
To samo tyczy się ochrony budynków przed niechcianymi malunkami poprzez
stosowanie wszelakich impregnatów, powłok zabezpieczających typu traconego i
trwałego oraz kombinacje powyższych nazywane systemami zabezpieczającymi [5].
Wszystko to rodzi oczywiście dodatkowe koszta podczas realizacji zamierzania
lub już podczas eksploatacji danego środka transportu czy budynku.
Graffiti uliczne - zdjęcie z 2020 r. [8] |
Nadmienić można, że „przegląd
technik i taktyk streetartowych oraz obserwacja innowacji w tym zakresie
ujawnia wyraźny trend samoograniczenia inwazyjności street artu (...). W ten
sposób street art skutecznie wymyka się stanowiącej poniekąd spuściznę graffiti
kategoryzacji jako wandalizm, dewastacja przestrzeni publicznej i oszpecenie
miasta” [2]. Można to zauważyć m.in. podczas
obecnych protestów kobiet po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dn. 22.10.2020
r., kiedy to często stosowanym sprzeciwem niewerbalnym oprócz powstałego
graffiti na ścianach były wlepki na elewacjach, plakaty, pisanie haseł kredą po
chodniku, rozwieszane transparenty na różnych instytucjach kultury (m.in.
Teatrze Polskim w Bydgoszczy czy Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu), układane
znicze i doniczki z kwiatami pod biurami poselskimi partii obecnie rządzącej
oraz stawiane w tym samym miejscu transparenty z hasłami przewodnimi protestu,
które zasługują na szerokie opracowanie kulturoznawcze. Zauważyć w tym można
rozróżnienie, wprowadzone przez Aleksandrę Niżyńską, na street art wizualny
(graffiti, wlepki) i performatywny (znicze, doniczki z kwiatami, same protesty
z transparentami) [2]. Wszystko to ma
m.in. na celu „wybudzanie przechodniów z dogmatycznej drzemki”, które
to stwierdzenie szczerze uwielbiam [2].
Ośmiogwiazdkowy napis na chodniku - zdjęcie z 10.2020 r. [8] |
Należy zdać sobie sprawę z tego, czym
graffiti i street art jest dla ludzi. Dla twórców jak i dla obserwatorów.
Dla mnie graffiti potrafi być wandalizmem
i potrafi być sztuką. Potrafi być nic nie wnoszącym czymś i jednym słowem, o
którym myślę tygodniami a czasami latami. Dla każdego będzie czymś innym.
Wspaniale ilustruje to wypowiedź Mony Tusz, polskiej street artystki: „czasami
trzeba uciekać, a czasami dostaje się od okolicznych mieszkańców obiad z
kompotem” [2].
Graffiti uliczne - zdjęcie z 2013/2014 r. [8] |
Trzeba mieć na uwadze, że wszelkie napisy
na murach oraz inne przejawy sztuki ulicznej mają w sobie znamiona dyskursu
społecznego. Czasami też politycznego czy egzystencjalnego. To nieuniknione,
nawet włączając w to te najbardziej wulgarne malunki, które odnoszą się do
wąskiego grona społeczności osiedlowej. Czasami są wylaniem swoich żalów,
czasami zabawnym przedstawieniem paradoksów rzeczywistości, czasami
ostrzeżeniem przed zbliżającą się katastrofą a w jeszcze innym momencie są
motywacją do podjęcia działań i walki o lepszą przyszłość i przekształcanie
rzeczywistości [1], [2].
Wlepki z hasłami strajku kobiet - zdjęcie z 10.2020 r. [8] |
Włodzimierz Moch w swojej pracy określił,
że „ich [twórców ulicznych – przyp. mój], zachowania społeczne,
związane z uprawianiem tej formy sztuki [graffiti, street art – przyp. mój],
mają złożony charakter, gdyż są, z jednej strony nastawione na dyskurs
publiczny (street art), a z drugiej – stanowią coś w rodzaju votum separatum
(graffiti), są legalne i nielegalne, systemowe i antysystemowe. Te odmienne
sposoby funkcjonowania tworzą kulturowy idiom nowej sztuki miasta, ale także
stały się jej nierozwiązywalnym problemem. Nielegalność czy nawet anarchizm
niektórych działań, zwłaszcza dotyczy to graffiti, są wpisane w jej formułę i w
żadnym razie nie mogą stanowić podstawy zanegowania kulturowej i artystycznej
wartości (większej lub mniejszej) wytworów sztuki ulicy i nieprzyjmowania
przekazywanych przez nie treści oraz zakodowanych w nich często w postaci
symbolicznej, sensów” [1].
Graffiti uliczne - zdjęcie z 2013/2014 r. [8] |
Warto zaznaczyć, że sztuka uliczna często
ma funkcję spajającą mniejsze społeczności. Pokazanie, że nie jest się samym w
danym podejściu do sprawy. Jest to szczególnie istotne w małych miejscowościach
i wsiach, gdzie często trudno, bez reperkusji, uzewnętrznić swój światopogląd.
Doskonale można to zaobserwować podczas trwających protestów Ogólnopolskiego
Strajku Kobiet. Marsze i wszelakie inne aktywności strajkujących nie odbywają
się tylko w dużych miastach, ale również w tych mniejszych. Związane są z tym
również powstałe podczas przemarszów napisy na chodnikach i ścianach, wlepki,
plakaty, transparenty i inne wyżej wymienione ślady protestów.
Napis kredą na chodniku z hasłem strajku kobiet - zdjęcie z 10.2020 r. [8] |
Sztuka uliczna, włączając w to performance
i graffiti, w swym założeniu ma wymiar wolnościowy. „W wymiarze
politycznym uliczni artyści traktują wolność jako obszar suwerenności i
bezwzględne prawo, zarówno jednostek, jak i narodów lub grup etnicznych, do
życia nieskrępowanego wolą polityków. Dlatego pragną usunięcia konfliktów
między państwami i narodami, tak, aby każdy naród cieszył się na swojej ziemi
pełnią praw i swobodnie kształtował swój los. Z upodobaniem piętnują
dyktatorów, wspierają gnębione przez nich narody i podejmują w tym celu różne
akcje. Między innymi, protestują przeciwko wykorzystywaniu religii jako
narzędzia walki politycznej. Ich aktywność jest potwierdzeniem tezy
Cedara Lewisohna, że graffiti i street art powstają z pobudek politycznych i
służą zdobywaniu sfery publicznej w celu komentowania bieżących wydarzeń” [1].
Graffiti uliczne - zdjęcie z 2013 r. [8] |
W związku z moim blisko dziesięcioletnim
zainteresowaniem tematyką graffiti i sztuki ulicznej w mieście, w którym żyję,
nie mogę nie zauważyć, że dopiero ostatnie wydarzenia, tj. protesty
Ogólnopolskiego Strajku Kobiet i im podobnych, spowodowały znaczny wzrost
krytyki wszelkich przejawów graficiarskich napisów, przeróżnych wlepek i innych
form ekspresji swojego światopoglądu w przestrzeni publicznej. Trudno oprzeć
się wrażeniu, że nie o sam fakt napisów chodzi, a o ich przesłanie i kontekst.
W moim około dekadowym doświadczeniu, nie spotkałam się z tak silną dezaprobatą
dla takich poczynań. Jedynie kilku, kilkunastu zapaleńców, którym leżało na
sercu piękno i estetyka tkanki miejskiej robili cokolwiek, żeby albo niechlujne
czy wulgarne napisy likwidować lub przekształcać je w małe i duże dzieła sztuki
streetartowej. Nie spotkałam się z przypadkiem ławicy krytyki dotyczącej
szeroko rozpowszechnionych napisów świadczących o dezaprobacie dla poczynań
policji, poczynając od sławetnego „HWDP” (jakby to zaśpiewał Dawid
Podsiadło „tylko, że przez samo „H”/ Przez samo „H”/ Przez samo „H”/ Po
prostu „H””) [7]. Tak
samo trudno jest mi sobie przypomnieć falę niemiłych słów dla kibiców, lub
lepiej pseudokibiców, drużyn piłkarskich i innych, które na murach lubują się
określać swój rewir poprzez zawieszanie na graficiarskiej szubienicy loga
przeciwnej, znienawidzonej drużyny lub swojego ulubionego słowa „Hooligans (i
tutaj dobierz sobie czytelniku dowolną nazwę klubu sportowego)”. Nie wspomnę
już o chłopcach czy dziewczętach ze złamanymi sercami i innymi narządami,
którzy w niepochlebnych słowach wypowiadają się o swoich byłych, niedoszłych
czy obecnych, a to wszystko na osiedlowych murach kamienic czy bloków. To
wszystko nie wzbudza szerokiego sprzeciwu społeczeństwa, w przeciwieństwie do
haseł obecnie protestujących kobiet, które niosą ze sobą większy lub mniejszy
ciężar gatunkowy przekazu.
Graffiti na tramwaju z hasłem strajku kobiet - zdjęcie z 10.2020 r. [8] |
Rozumiem, że solą w oku wielu jest pisanie
po murach obiektów sakralnych. Po pierwsze trzeba przyjąć do wiadomości, że
jest to budynek jak każdy inny. Po drugie, w świetle ostatnich informacji, nic
i nikt nie jest w stanie bardziej ubrudzić i zdewastować tego miejsca myślą,
uczynkiem i zaniedbaniem niż sam kościół katolicki we własnej osobie/postaci.
Graffiti uliczne - zdjęcie z 2013/2014 r. [8] |
Nie ma co pisać, że początki graffiti
sięgają paleolitu [1]. Że tradycje walki z caratem podczas zaborów, że Mały
Sabotaż podczas II wojny światowej, że działania ruchu „Solidarności” do 1989
r. oraz że za początek graffiti w Polsce uznaje się początek lat 70. [1]. To
wszystko można wyczytać m.in. w znakomitym opracowaniu Włodzimierza Mocha, na
które wielokrotnie w moim tekście się powoływałam. Żyjemy tu i teraz. Jednym
graffiti i street art się podoba, innym nie. Jednym graffiti wychodzi, inni
robią to koślawo i bez polotu. Jedni chcą coś nim przekazać. Inni bazgrają coś,
bo nudzą się między jedną a drugą małpeczką w wieloletniej przerwie od pracy.
Transparent/baner wywieszony na elewacji Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu - zdjęcie z 11.2020 r. [8] |
Trzeba zadać sobie kluczowe pytanie. Czy
denerwuje nas sam fakt, że coś zostało zniszczone lub ubogacone sztuką uliczną
czy denerwuje nas przekaz jaki ten napis czy inne dzieło ze sobą niesie. Potem
dopiero można wejść do dyskusji o wartości lub nie i o szkodliwości lub jej
braku związanych z wszelkimi przejawami sztuki ulicznej i jej różnymi formami.
Graffiti uliczne - zdjęcie z 2013/2014 r. [8] |
PS: Wszystkie fotografie zostały wykonane przez autorkę
tekstu w latach 2013-2020, chyba że zaznaczono inaczej. W tekście użyto zdjęć
graffiti oraz street artu, który w latach 2013-10.2020 nie przedstawiał
większej wartości artystycznej i równocześnie nie wzbudzał sprzeciwu szeroko
pojętej opinii publicznej oraz graffiti i street artu po 22.10.2020 r.
związanego ze ogólnopolskimi protestami, które są tematem krytyki wielu mediów.
PS2: Śmiem rzucić papier przeciwko kamieniowi, że
wczorajsze, tj. z 11.11.2020 r,, ekscesy środowisk narodowych w stolicy nie
wzbudziły takiego negatywnego odczucia w części osób krytykujących maźnięcie tu
czy tam błyskawicy na ścianie czy chodniku. Wtedy odpowiedź na pytanie zadane w
powyższym tekście, o to co nam przeszkadza w danym napisie i czy jest to sam
fakt malowidła czy jego treść, jest bardzo prosta.
Graffiti uliczne - zdjęcie z 2013/2014 r. [8] |
Bibliografia:
[1] Moch W.: Street art i graffiti. Litery, słowa i obrazy w
przestrzeni miasta, Wydawnictwo Uczelniane Wyższej Szkoły Gospodarki i
Włodzimierz Moch, Bydgoszcz, 2016.
[2] Niziołek K.: Czy street art
jest sztuką społeczną? Kulturotwórczy i obywatelski sens sztuki ulicznej w
perspektywie koncepcji społecznych enklaw, [w:] Pogranicze. Studia
społeczne, 2015, tom XXVI.
[3] Radek N., Pasieczyński Ł.: Badanie
wybranych właściwości systemu powłokowego antygraffiti dla pojazdów szynowych, [w:] Problemy
Kolejnictwa, 2016, zeszyt 170.
[4] Radek N., Pasieczyński Ł.: Właściwości
i aplikacje systemu powłokowego antygraffiti, [w:] Mechanik.
Miesięcznik Naukowo-Techniczny, 2015, nr 12.
[5] http://www.chemiabudowlana.info
[dostęp: 11.11.2020 r.].
[6] https://wsjp.pl [dostęp: 11.11.2020
r.].
[7] Podsiadło D.: Matylda, [w:] Małomiasteczkowy, 2018.
[8] Opracowanie własne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz