piątek, 27 stycznia 2017

„Seks jest radością życia, a nie służbą bożą, ofiarnym stosem czy ponurym obowiązkiem”, czyli o „Sztuce kochania” Michaliny Wisłockiej


     Musimy powiedzieć to sobie od razu i na samym wstępie. Czytanie starych wydań „Sztuki kochania” Michaliny Wisłockiej bez posiadania merytorycznej wiedzy z opracowań współczesnych seksuologów bądź bez przypisów i komentarzy, którymi powinno być opatrzone każde wznowienie tej książki, może spowodować więcej szkody niż pożytku. W szczególności odnosi się to do osób młodszych, które nie mają jeszcze doświadczenia w materii seksu, a szukają rzetelnych poradników „jak to się robi?”. Należy o tym pamiętać w takich czasach jak obecne, gdzie nadal toczą się spory o to, czy antykoncepcja i aborcja powinny być dla kobiet dostępne i kto jest ofiarą a kto katem w przypadku gwałtu. Są to tematy niezwykle ważne, które wymagają pracy u podstaw, tak aby budować społeczeństwo, które bazuje na wzajemnym szacunku mężczyzny do kobiety i kobiety do mężczyzny.

     Moja „Sztuka kochania” została wydana w 1984 roku, a więc 8 lat po premierze pierwszego wydrukowanego egzemplarza tej książki. Składa się z dziesięciu rozdziałów, w których autorka omówiła tematy rozwoju seksualnego (zarówno fizycznego, jak i umysłowego), od dzieciństwa i dojrzewania aż po lata później starości. W dużej mierze w książce znajdują się opisy tego, jak funkcjonuje nasz organizm i jakie zachodzą w nim procesy podczas pieszczot, seksu (autorka była przecież ginekologiem), ale także podczas uczucia zakochania, miłości, czy odrzucenia.



     „Sztuka kochania”, to książka, która była kontrowersyjna w czasach, kiedy ją wydano pierwszy raz i jest kontrowersyjna teraz, kiedy zostaje wznowiona z okazji premiery filmu „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej”. Jest jednak pewna różnica. W latach 70. pozycja ta była kontrowersyjna ze względu na swą postępowość. Obecnie niektóre jej fragmenty jawią się jako niezwykle zapóźnione i zwyczajnie szkodliwe.



     Wisłocka rozprawiała się na łamach książki zarówno z fizycznością jak i przeżyciami duchowymi, co jest niewątpliwym atutem tej książki. Niemniej jednak są fragmenty, które w dzisiejszych czasach mogą być uznawane za co najmniej oburzające. Największe zagrożenie dostrzegam we fragmentach, w których Wisłocka napisała o gwałtach na kobietach. Tezy jakoby niektóre dziewczyny same były sobie winne, że zostały zgwałcone i to, że chłopak w młodzieńczym wieku nie może nic poradzić na swój nadmierny popęd seksualny są dla mnie tak nieprawdopodobne, że podczas czytania tego fragmentu zżymałam się ze złości. Drugi fragment, a właściwie rozdział, który traktuje o antykoncepcji jest, z oczywistych względów, nieaktualny. Podrozdział, w którym Wisłocka opisuje stosunek przerywany jako formę antykoncepcji bądź informuje o dobroczynnym działaniu nasienia na zdrowie kobiety, zostałby dzisiaj, z całym przekonaniem, zmieciony w kilka sekund przez fachową, współczesną literaturę seksuologiczną.



     Nie wiem, jak wygląda sprawa fragmentu o gwałtach, ale z tego, co słyszałam rozdział o antykoncepcji został zmieniony we wznowieniu książki przez wydawnictwo Agora. Jak mniemam profesor Zbigniew Izdebski we wstępie do nowego wydania zastrzegł, że nie można wszystkiego, co napisała Michalina Wisłocka odbierać jako prawidłowe działanie w świetle obecnej wiedzy medycznej i seksuologicznej.



     Czytanie tej książki mogę w moim przypadku podzielić na dwie fazy – czytanie przed i po obejrzeniu filmu – biografii Wisłockiej. Wiedząc, że książkę pisała czerpiąc ze swojego doświadczenia życiowego, pozwalało łatwiej przyswoić i przebiegnąć przez tekst. Niemniej jednak pierwsza część książki była czytana przeze mnie z niemałą udręką. Pominę aspekt ukazywania niektórych tematów, o czym pisałam wyżej. Niestety w niektórych momentach wyczuwalne jest, że tekst się już zestarzał. Myślę, że tak budowane zdania i słownictwo przy opisywaniu tematyki seksu, nie jest przystosowane do dzisiejszego czytelnika. Nie można mieć jednak o to pretensji do autorki, bo nie pisała tego „poradnika” dla nas – żyjących w 2017 roku. Dla rozsądnego czytelnika, żyjącego w wieloletnim związku i potrafiącego filtrować informacje, które podaje mu autor tekstu, może być „Sztuka kochania” faktycznym naprowadzeniem na mechanizmy, które może stosować, aby podtrzymać bliskość ze swoim partnerem/partnerką. Dla osób młodszych, nie mających jeszcze doświadczenia, ta książka powinna być bardziej tekstem, który pokazuje, jak prawie pół wieku temu postrzegano seksualność człowieka, w szczególności kobiety, w Polsce. Nie radzę jednak postrzegać tej książki obecnie jako stuprocentowego wyznacznika tego, jak powinno się postępować. Trzeba pamiętać o tym, że ponad 40 lat, przy tak szybko rozwijającej się medycynie i naukach społecznych, to przepaść.



     Czytając tę książkę miałam nieodparte i przykre wrażenie, że część osób, które obecnie decydują o edukacji seksualnej młodzieży, cały czas bazują na książce, która 40 lat temu była postępowa, ale w dzisiejszych nie może stanowić w żadnym wypadku podstawy do kształcenia seksualności młodego człowieka. Wisłocka napisała wiele wspaniałych zdań, w których postuluje o równouprawnienie np. w kwestii wychowania dziecka, pracy w sypialni (aby wszystkie strony zainteresowane miały z seksu satysfakcję). Akcentowała dosyć wyraźnie, że kobieta i tylko kobieta powinna mieć ostateczne słowo w sprawie tego, co robić z własnym ciałem. Informowała, że decyzja ta powinna być poprzedzona rozważną i wieloaspektową dyskusją ze swoim partnerem. Należy pamiętać jednak i będę to powtarzać z uporem maniaka, książka ta ma liczne uchybienia merytoryczne, które w dzisiejszych czasach nie powinny być podawane społeczeństwu bez odpowiedniego komentarza, zgodnego ze współczesnym stanem wiedzy. Słusznie i myślę, że celowo twórcy filmu „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej” nie wspomnieli w filmie o kontrowersyjnych, z dzisiejszego punktu widzenia, rozważaniach pani ginekolog. Zabieg ten jest słuszny, bo każde pokolenie powinno mieć Wisłocką na miarę i przede wszystkim potrzebę swoich czasów.

PS: Wisłocka stanowczo przeceniała postępowość Polaków w zakresie m.in. tabletek antykoncepcyjnych, o czym świadczą cały czas toczące się dyskusje na ten temat.
PS2: Cytat w tytule to parafraza słów z książki Wisłockiej "Sztuka kochania", które w oryginale brzmią: „Gry miłosne są radością życia, a nie >>służbą bożą<<, >>ofiarnym stosem<< czy ponurym obowiązkiem”.


Do przeczytania:
·        „Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki” – V. Ozminkowski,
·        „Wisłocka, czyli jak to ze sztuką kochania było” – K. Szołajski,
·        „Kochaj się długo i zdrowo” – A. Depko.

Do obejrzenia:

Do zajrzenia:

Bibliografia:
[K1] Wisłocka, M.: Sztuka kochania, Iskry, Warszawa, 1984.
[W] Opracowanie własne.

2 komentarze:

  1. W tym właśnie tkwi chyba problem, że medycyna leci na łeb na szyję i to, co było niespotykane i nieznane wcześniej, teraz jest uważane za przestarzałe. Nie miałam okazji trzymać w ręce tej książki, ale słyszałam wiele pozytywnych opinii o filmie. ;) I myślę, że do kina pójść można, ale co do przeczytania książki, sama nie wiem. A już szczególnie w tych starych wersjach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film polecam, bo w nim Wisłocka pozbawiona jest tych mankamentów, które widzę w książce. A książka, no cóż. Można ją przeczytać, ale bardziej w kontekście socjologicznym niż poradnikowym.

      Usuń