Jest sobota 21.01.2017 roku. W Waszyngtonie i innych
stolicach świata odbywa się właśnie „Marsz kobiet”. Marsz kobiet przeciwko
polityce, jak to powiedział jeden z naszych polityków – człowieka, który
reprezentuje najlepsze wartości chrześcijańskie, czyli przeciwko polityce Donalda
Trumpa. Nie ma lepszego dnia na pójście na spektakl w Teatrze Polskim w
Bydgoszczy o nazwie „Żony stanu, dziwki rewolucji, a może i uczone białogłowy”.
Spektakl głośny, bardzo dobry i cholernie ważny. Nie mogłam wyobrazić sobie
lepszego powrotu do teatru po 5-letniej przerwie niż to, co mnie dzisiaj
spotkało.
Świetny Maciej Pesta [S1] |
„Żony stanu...” opowiadają o Anne-Joseph Théroigne de Méricourt. Była to kobieta, która w czasie Rewolucji
Francuskiej chciała wywalczyć prawa dla ludzi – kobiet. Czy ktoś o niej słyszał
(pomijam historyków zajmujących się okresem rewolucyjnym we Francji)? Każdy
słyszał o Dantonie i Robespierze, ale o najważniejszej postaci kobiecej nie
słyszał prawie nikt. Smutne, ale i prawdziwe.
Hipnotyzująca Beata Bandurska [S1] |
Produkcja Jolanty Janiczek (tekst, dramaturgia, kostiumy)
oraz Wiktora Rubina (reżyser), miała swoją premierę pod koniec października
2016 roku. Zorientowani w sprawach Polski wiedzą, że na ten okres przypadł czas
kulminacyjny Czarnego Protestu. Jak niesamowite wyczucie mieli twórcy – tego
chyba nie muszę tłumaczyć. Bardzo dobrym ruchem było wplatanie w historię spraw
współczesnych. Myślę, że były one zamierzone już wcześniej, ale na pewno nie w
takim wymiarze. Ten spektakl pokazuje absurdy. Pokazuje, że mimo upływu ponad
200 lat od czasów Rewolucji nic, ale to nic się nie zmienia. Historię dalej
piszą mężczyźni. Jest moment, kiedy jedna z postaci czyta wypowiedzi i wpisy na
portalach społecznościowych osób publicznych m.in. Tumpa, Kukiza,
Korwina-Mikkego, M. Ogórek, ale też M. Środy. Część sali, głównie mężczyźni
niestety, śmiali i podśmiechiwali się z tych tekstów. Tylko, że tu nie ma nic
do śmiechu. Ta reakcja części sali teatru pokazuje, ile jest jeszcze do
zrobienia.
Plakat sztuki [S2] |
O ile na książkach i filmach trochę się znam (ha ha
ha), to na teatrze nie znam się w ogóle. Do teatru chodzę po emocje, po
wrażenia, po bodziec do działania. Na grze aktorskiej znam się tyle, co osoba
chodząca do teatru raz na 5 lat. Jednak nie mogę pominąć tego, że najbardziej
zwróciła moją uwagę Beata Bandurska, która była hipnotyzująca pod każdym
względem oraz Maciej Pesta – niejako narrator całego wydarzenia, ale i osoba
zaangażowana.
Deklaracja Praw Kobiety i Obywatelki [W] |
Nie ma co ukrywać, że Teatr Polski w Bydgoszczy
reprezentuje teatr zaangażowany. Nie inaczej było przy okazji tego spektaklu.
Pytanie jednej z bohaterek „czy ma sens walka w teatrze a nie na ulicy?”. Tutaj mogę rozwiać całą wątpliwość tego retorycznego
przecież pytania. Sens jest i to ogromny. W szczególności, że na tym spektaklu,
na którym byłam ja, było sporo osób, które na co dzień nie mają z nim zbyt
wiele wspólnego (co tu dużo ukrywać, pewnie była to zasługa specjalnej akcji
teatru, który sprzedawał bilety w obniżonych cenach). Część z nich pewnie
chciała dokonać przysłowiowego „odchamienia”. Mam nadzieję, że to „odchamienie”
będzie miało wpływ na każdy mały gest w realnym życiu i (zaszaleję teraz), i na
późniejsze pokolenia.
Bibliografia:
[S1] <http://www.teatrpolski.pl> [dostęp:
22.01.2017].
[S2] <http://www.onet.pl> [dostęp:
22.01.2017].
[W] Opracowanie własne.
Powiem Ci szczerze - po Twojej recenzji żałuję, że w Bydgoszczy bywam tak rzadko.. Zresztą co tu mówić. Prawda i nie ma tu nic do śmiechu. Całe szczęście, że istnieją "Teatry, które się wtrącają". :)
OdpowiedzUsuń