czwartek, 26 stycznia 2017

„Seksualna krytyka budownictwa socjalistycznego”, czyli „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej”



     Spieszyłam się bardzo. Bardziej niż mam w zwyczaju. Chciałam ją przeczytać przed premierą filmu. Jednak poległam. Nie dałam rady skończyć „Sztuki kochania” Michaliny Wisłockiej przed obejrzeniem filmu „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej” Marii Sadowskiej. O tym dlaczego tak opornie mi to szło w innym wpisie. Dzisiaj o filmie, na który bardzo czekałam. Czekałam tak bardzo, że pierwszy raz w życiu udałam się na pokaz przedpremierowy. Dodatkową zachętą była obecność na tym pokazie twórców filmu m.in. Marii Sadowskiej, która jest reżyserką filmu, Magdaleny Boczarskiej, czyli tytułowej Wisłockiej oraz operatora Michała Sobocińskiego i producentów. O ile książka „Sztuka kochania” niestety mnie nie porywa, o tyle film mnie zadowala. Może nie w pełni, ale jednak daje mi pewną satysfakcję z jego obejrzenia i z tego, że w ogóle powstał.

     Akcja filmu toczy się na przestrzeni lat 1939 – 1976. Główną postacią, na szczęście nie tylko w tytule, jest Michalina Wisłocka – doktor ginekolog, która stała się nauczycielką Polaków. Czego uczyła? Tego, jak się kochać i co najważniejsze, jak czerpać z seksu przyjemność. Film nie ma struktury linearnej. Jest niczym mozaika. Przeskakuje od scen, w których Wisłocka bada pacjentki w gabinecie, przez poznanie przez nią swojego przyszłego męża, po toczenie batalii o wydanie książki. Wyróżniają się trzy osie fabularne filmu. Pierwsza dotyczące życia prywatnego lekarki. Druga dotycząca jej pracy jako ginekolog. Trzecia i scalająca dwie pierwsze, dotycząca procesu wydawania książki, a właściwie tego, jak trudno było ją przepchnąć do druku.

Zdjęcia z pokazu przedpremierowego [W]


     Czytałam przed pokazem, że to jest najlepsza rola Magdaleny Boczarskiej. Nie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się z tym. To dzięki niej, dzięki jej urokowi ten film ma w jej postaci koło napędowe. W jej roli grało mi wszystko. Od charakteryzacji po każde słowo i gest. Najpiękniejsze są jej powiedzonka, które jak powiedzieli twórcy, rodziły się w głowie każdego z nich i tak stworzyły całą postać. Boczarska potrafiła wykreować osobę, która radząc innym sama nie ustrzegała się błędów w miłości i związkach. „Ślepy o kolorach nie napisze” mówi Wisłocka i to jest siła tej postaci i tego, jak potrafiła pomóc ludziom bazując na swojej wiedzy, ale też i na swoich porażkach.

Kadry z filmu [S1]


     Trzeba przyznać, że cały film stoi mocnymi postaciami. Od męża Michaliny, przez jej kochanka i członków partii, aż po rysowniczkę, która projektowała rysunki do „Sztuki kochania”. Wreszcie odczarowany Piotr Adamczyk, Maria Sadowska jako klientka na bazarze, niczym Hitchcock w swoich filmach, Eryk Lubos jako ognisty kochanek, cudny Barciś jako cenzor. Miejsce znalazło się nawet dla Grzegorza Halamy, którego kojarzymy głównie z kabaretem. Karolina Gruszka jako wyzwolona żona członka partii wprost cudowna.
     
Plakat i autografy od Magdaleny Boczarskiej i Marii Sadowskiej [W]

     Jak sama reżyserka powiedziała, twórcy bazowali w głównej mierze na opowieści córki Wisłockiej, ale też na jakichś zasłyszanych anegdotach. Tutaj mam problem. Film oprócz skoków czasowych, trochę za mocno momentami idzie w system „od anegdotki do anegdotki”. Chwilami może stać się to męczące. Jedyne co ratuje w tych momentach film, to kreacje aktorów, które są na wysokim poziomie. Film pełen jest smaczków do wyłapania nie tylko dla wprawnego oka kinomana. Scena z innym lekarzem, który był bohaterem poprzedniego filmu tych samych producentów. Nie napiszę z kim, bo to zauważy każdy widz. Scena perełka.

Plakat filmu [S1]

     Najważniejszy w tym filmie jest jego wydźwięk w obecnych czasach, o czym sama Maria Sadowska mówiła w kuluarach po filmie. Wisłocka prezentuje model kobiety wyzwolonej, takiej która podejmuje decyzje samodzielnie, choć nie są to zawsze wybory dobre w dalszej perspektywie czasowej. Pokazany jest, zaledwie muśnięty, temat połączenia kariery zawodowej z życiem rodzinnym. Nie jest to łatwe dzisiaj i nie było to łatwe wtedy. Zaskakujące jest, że pomimo takiego skoku technologicznego od lat 70. XX weku do dzisiaj, niektóre fundamentalne prawa człowieka, kobiet w szczególności, nadal postrzegane są jako coś hipernierealistycznego. Ten film również sygnalizuje ten problem. 
     Napiszę teraz coś, co zabrzmi trochę strasznie, ale film ma także walory edukacyjne. Wiem, wiem. Okropnie to brzmi. Jednak, oprócz tego, że film jest biografią postaci mocno osadzonej w realiach PRL-u, która chciała zrewolucjonizować ówczesne myślenie o seksie (co na pewno jest ciekawe dla osób, które w młodości zaczytywały się w „Sztuce kochania”), to jest też dla współczesnej młodzieży pewnym otwarciem głów na to, że seks może być przyjemnością związaną z kontaktem z drugą osobą a nie czynnością związaną z przedmiotowym traktowaniem człowieka. Co niesamowite, producent filmu powiedział po pokazie, że w grupie focusowej, na której sprawdzano reakcje widzów, to ci młodsi byli bardziej negatywnie nastawienie do takiej ilości scen seksu, przy całkowitej neutralności do tego tematu osób starszych. Czyżby nasza młodzież stawała się bardziej pruderyjna od swoich rodziców i dziadków? Czy też wychodzą braki w edukacji seksualnej, której w Polsce tak naprawdę nie ma i w najbliższym czasie nie zapowiada się, żeby cokolwiek takiego miało się pojawić? Nie chcę wyrokować, nie chcę stawiać tez. Od tego są seksuolodzy. Jeżeli reakcje publiczności młodszej takie właśnie były, to oznacza tylko jedno – dobrze, że ten film powstał i znowu zaczniemy uczyć się sztuki kochania.

PS: Były momenty.

Do przeczytania:
·        „Sztuka kochania” – M. Wisłocka,
·        „Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki” – V. Ozminkowski,
·        „Wisłocka, czyli jak to ze sztuką kochania było” – K. Szołajski.

Do obejrzenia:
·        „Bogowie” w reżyserii Ł. Palkowskiego,
·        „Dzień Kobiet” w reżyserii M. Sadowskiej.

Do zajrzenia:

Bibliografia:
[S1] <https://www.facebook.com/sztukakochaniafilm/> [dostęp: 26.01.2017].
[W] Opracowanie własne.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz