sobota, 11 lutego 2017

Nie zabili mu drugiego psa, czyli o filmie „John Wick 2”



John Wick. Myślę, że każdy kinoman, który interesuje się bieżącą kinematografią kojarzy przynajmniej to nazwisko, a niektórzy pewnie też oglądali film o tym tytule. Po pierwszej części, w której główny bohater, były seryjny morderca, grany przez Keanu Reevesa, rozwala wszystkich dookoła z powodu zabicia jego psa i kradzieży samochodu, po drugim rozdziale tego filmu (angielski tytuł filmu to „John Wick. Chapter 2”), można było spodziewać się czegoś równie niedorzecznego. Czy tym razem zabili mu kota? A może jednak to tylko chomik?


Garaże rosyjskiej mafii są zawsze miłą dla oka scenografią do małej bitki [S1]

Początek filmu nawiązuje do części poprzedniej. Następuje dokończenie porachunków. Namierzenie przez Jonathana swojego Mustanga Bossa z 1969 roku i rozwalenie go w drobny mak po kilku sekundach. Nie martwmy się jednak, bo nie ma takiej blachy, której nie dałoby się wystukać. Nie dość, że auto w rozsypce, to John otrzymuje jeszcze od swojego włoskiego ‘camorzysty” propozycję nie do odrzucenia. Odrzucenie jednak następuje i w drobny mak zamieniona jest ostatnia własność Wicka. Nie ma już nic oprócz psa, propozycję nie do odrzucenia przyjmuje i tak zaczyna się nominalna część drugiego rozdziału tego filmu.
 
Ładne widoki z Rzymu [S1]

Trzeba powiedzieć to sobie od razu, fabuła w tym filmie jest pretekstem do pokazania zabójczo pięknych scen bijatyk, mordobić, strzelanin i wszelkich innych form przemocy. Czy to źle? Nie, bo te rozpierduchy wyglądają naprawdę zacnie.
Pierwszy film – „John Wick”, był dla mnie dobrym filmem, akcyjniakiem, przy którym można było się srogo naśmiać, ale z kategorii B. Ten film nadal wpisałabym w nurt kina B, tylko że tym razem z etykietą „bardzo dobry”. Podstawową zaletą jest pokazanie scen walk i strzelanin. Jeżeli chodzi o układ choreograficzny, to pewnie, że on zazwyczaj wygląda tak samo, bo trudno, żeby seryjny zabójca, zawsze zabijał w inny sposób. Czego się nauczyłeś, tego się już nie oduczysz. Plusem ogromny jest za to zmiana scenerii przy każdej sekwencji. Mamy tam hangary rosyjskiej mafii, katakumby w Rzymie, uliczki w tym samym Wiecznym Mieście, lśniące białą czystością metro, cudowne muzeum wraz z salą świateł i luster oraz ambasadę wszystkich szemranych person, czyli Hotel Continental. Bo jeżeli się bić i mordować, to tylko w pięknych miejscach. Gra świateł w filmie jest naprawdę na wysokim poziomie. Kadry wyraźne, nawet te, które potencjalnie mają miejsce w ciemności.

Włoski mafioso z obstawą [S1]

         Chciałoby się napisać, że wszystko, co w tym filmie robi John Wick jest możliwe do zrobienia dla każdego z nas i nie ma tam krzty przesady, bo przecież nie mamy żadnego przeskakiwania z dachu na dach, wskakiwania do lecącego 10 metrów nad ziemią helikoptera itd. Są same walki naziemne, mówiąc oględnie. Oczywiście, mając na uwadze fakt, że Keanu Reeves większość sekwencji wykonywał samodzielnie, a zastosowanie pomocy kaskaderów było ograniczone do minimum, można powiedzieć, że pewnie da się. Da się, pod warunkiem, że wykonujemy tylko jedną z tych czynności, raz na rok. Wykonywanie wszystkiego naraz mogłoby spowodować naszą śmierć kilka razy po dwa razy. Jednak rzucenie już w pierwszej scenie filmu popisów Bustera Keatona, może dać nam znak: „Patrzcie i bawcie się”. Oglądanie tego, co dzieje się z bohaterami, może niechybnie przywołać na myśl, to co dzieje się z postaciami z kreskówek. Zawsze się wyliżą. Jednak tan film nie polega na tym, żeby był realistyczny.
 
Back to basics [S1]

         Jeżeli chodzi o aktorstwo, to nie oczekujmy zbyt wiele. Keanu Reeves ma jakąś dziwną manierę, której chyba wcześniej nie dostrzegłam (mój błąd), odpowiadania na pytania w tak wolnym tempie, że gdyby z taką prędkością zabijał swoich przeciwników w filmie, to powstałaby z tego krótkometrażówka. Ale, konwersacje nie są clue tego filmu. Lepiej patrzeć niż kontemplować dialogi. Z przykrością muszę stwierdzić, że mini-rólka Ruby Rose była zbędna. Wyglądała, ale nic nowego do tej jakże rozbudowanej fabuły nie wniosła. Szkoda. Reszta postaci poprawna (salwa śmiechu przy pojawieniu się na ekranie Laurence’a Fishburne’a). Najlepszy bohater drugiego planu – pies Johnego Wicka.

Rola Ruby Rose zupełnie mi nie zagrała [S1]

         Niestety mam pewne zastrzeżenia, co do muzyki. To jest element, którego mi szalenie brakowało. Była, oczywiście, że była muzyka do każdego ujęcia walki, strzelaniny i czego tam sobie jeszcze życzymy. Jednak to nie było to. W pierwszej części soundtrack był mocnym punktem filmu. W części drugiej to było takie sobie. Oczekiwałoby się mocniejszego podkreślenia scen, większej dynamiki muzycznej. No, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
 
Stylowa biblioteczka broni [S1]

         Świat morderców, gangsterów i innych szemranych postaci został przedstawiony z odpowiednia dozą tajemniczości, elegancji i gracji. Równoległa rzeczywistość, państwo w państwie, gdzie „ci źli”, mają osobną walutę, hotele, usługi, a nawet centralę telefoniczną (jakież tam piękne pin-up girls są), robi wrażenie.
 
Morfeusz z gołąbkiem pokoju [S1]  
         Tradycyjnie, zakończenie daje furtkę na zrobienie kolejnych rozdziałów. Myślę, że jeżeli Chad Stahelski (reżyser filmu) i Keanu Reeves będą mieli jeszcze chęć na pociągnięcie tematu lub będzie brakowało im pieniędzy na inne produkcje lub inne widzimisię, to na szczęście grup przestępczych i gangsterów jest jeszcze dużo do wyboru i będzie można kręcić tych rozdziałów a kręcić.   

Do obejrzenia:
·        „John Wick” – reż. D. Leitch, Ch. Stahelski.

Do posłuchania:
·        Soundtrack z filmu „John Wick”.

Do zajrzenia:
·        Trening Keanu Reevesa do filmu „John Wick. Chapter 2”,
·        Wywiad z Keanu Reevesem w programie „The Graham Norton Show”.

Bibliografia:
[S1] <http://www.filmweb.pl> [dostęp: 11.02.2017].
[S2] <https://www.facebook.com> [dostęp: 11.02.2017].
[W] Opracowanie własne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz