Tę książkę można czytać z dwóch perspektyw. Pierwsza
– zna się biografię Marii Skłodowskiej-Curie dość dobrze. Druga – zna się tylko
nazwisko Marii Skłodowskiej-Curie. Ja czytałam tę książkę z pozycji numer
jeden. Wiedziałam dokładnie, jak będzie przebiegać fabuła. Jedyne czym autorka
mogła wobec tego mnie zaskoczyć, to tym jak wygrała i na co położyła nacisk
przy prezentowaniu poszczególnych bohaterów i ich motywacji. Czy to zrobiła
Katarzyna Zyskowska-Iganaciak w książce „Zanim”? Moje odczucia są mieszane.
„Zanim” przedstawia historię Marii
Skłodowskiej-Curie przed wyjazdem do Paryża na studia. Wczesne dzieciństwo pobrzmiewa,
ale główny nacisk autorka kładzie na okres, kiedy nasza noblistka pracowała
jako guwernantka w domu państwa Żórawskich. Trzeba przyznać, że sam zamysł
autorki był bardzo dobry. W wielu biografiach Marii, które czytałam, skupiono
się na jej życiu we Francji i z Pierrem Curie. Często zahaczano o temat romansu
z Paulem Langevinem. Jednak wątek Kazimierza Żórawskiego (pierwszej miłości,
wówczas panny, Skłodowskiej), był zaznaczany zdawkowo. Tradycyjnie należy
przyznać, że intensywność jego obecności w danym portrecie noblistki, zależy od
tego, czy daną książkę pisze autor polsko- czy francuskojęzyczny. Jednak, ja
nie o tym.
Zatem wiemy, że szkielet fabularny autorka miała.
Należało nakreślić sylwetki bohaterów, ukazać ich motywacje do kroków, które
podejmują, wyeksponować kluczowe cechy charakteru danej postaci, połączyć
zgrabnie fabularnie pewne kluczowe wydarzenia, które zostały opisane przez
samą Marię w listach, z których Zyskowska-Ignaciak korzystała. Przy czytaniu
tej książki miałam właśnie w tym problem.
Były fragmenty opowieści – te które skupiały się na
intelekcie Skłodowskiej, na jej wytrwałości, jej skupieniu na dążeniu do celu
(pomoc siostrze Bronisławie w utrzymaniu jej w Paryżu w trakcie jej studiów
medycznych oraz dążenie do dołączenia do niej i podjęcia kształcenia na
Sorbonie). Te rozdziały zostały jak najbardziej przez autorkę rozpracowane w
interesujący sposób. Czyta się je szybko i przyjemnie. Maria jest wtedy
postacią, którą chciałoby się być. Imponująca jest jej wola walki o swoje
marzenia w zakresie kształcenia i kariery zawodowej. Trzeba pamiętać, że żyła
ona wówczas w kraju (Polsce, jakkolwiek to dziwnie nie brzmi z punktu widzenia historycznego), którego na mapie nie było. Żyła w zaborze rosyjskim, co
dodatkowo utrudniało wszelkie emancypacyjne zapędy nie tylko kobiety, ale w
dodatku kobiety – Polki.
W książce jest jednak jeszcze druga linia fabularna,
która niechybnie przecina się z pierwszą. To miłość, odwzajemniona zresztą, do
Kazimierza Żórawskiego, czyli syna pracodawców Skłodowskiej w Szczukach. W tej
opowieści wyczuwam zgrzyty. Wydaje mi się, że autorka przesadziła z
pokazywaniem emocjonalnej strony inteligentnej, młodej Marii. Nie to, żebym
zarzucała 18-letniej Skłodowskiej zimną kalkulację i zapatrzenie w cel (studia
we Francji). Nie. Chodzi bardziej o subtelniejsze zaznaczenie jej uczuć i nie tak
oczywiste przedstawienie, że miłość robi z człowieka osobę zupełnie zaślepioną.
Najbardziej uderzają mnie zaznaczane dysonanse między tym, co Maria w obecności
Kazimierza sobie myśli, a co robi, co mówi i jak reaguje. Przypominało mi to w
skrajnych przypadkach czytane przez Pawła Opydo fragmenty „Pięćdziesięciu
twarzy Greya”. Oczywiście wyolbrzymiam, bo nie było aż tak źle, a takie
fragmenty może znalazły się góra dwa w całej książce. Jednak było to wybijające
z rytmu i trochę nielicujące z tym, jaka Maria Skłodowska wyłania się z jej
innych biografii, ale nie beletryzowanych.
Jeżeli ktoś jest mało zaznajomiony z postacią Marii
Skłodowskie-Curie, to ta książka może być dobrą zachętą do sięgnięcia po inne
pozycje biograficzne czy epistolograficzne. Język, mimo że stylizowany na ten,
jakim posługiwała się prawdopodobnie sama Maria, która żyła na przełomie XIX i
XX wieku (można to zauważyć, dzięki fragmentom listów Skłodowskiej, które
zostały umieszczone na początku każdego rozdziału), jest prosty i trafiający
zapewne również do młodego czytelnika. Akcja przebiega dosyć wartko i
konkretnie (książka jak na objęcie okresu kilku lat życia noblistki nie jest
obszerna, bo liczy około 330 stron). Na uwagę zasługuje fakt wplatania w treść
kluczowych dat, przywoływanie wydarzeń z dzieciństwa Marii, które przełożyły
się na jej sytuację materialną i społeczną. Są to wartościowe treści, które
nakreślają postać tej mojej, chyba ulubionej, kobiety naukowca. Trochę za mało
mi w tej książce tej Marii, którą tak bardzo cenię – zdeterminowanej,
inteligentnej, nie ulegającej impulsom. Taki był też pewnie zamysł
Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak. Przedstawić nam Marię od emocjonalnej, ludzkiej
strony. To było dla mnie zbyt emocjonalne ujęcie sprawy.
Książka ta idealnie pasuje mi do poprzedniego wpisu
na temat filmu „La La Land”. Inne epoki,
inna rzeczywistość, jednak konkluzja jest ta sama. Nie można mieć wszystkiego.
Życie, jako sztuka kompromisów, każe wybierać między sukcesem zawodowym a
miłością. Czasami występują rozwiązania pośrednie, co i tak należy poczytywać
jako sukces. Pamiętać trzeba, że są tacy, którzy umierają nie zaznając ani
jednego ani drugiego.
PS: Cytaty w tytule został zaczerpnięty z [K1].
Do poczytania:
·
„Maria
Skłodowska-Curie” – F. Giroud,
·
„Maria Curie” –
E. Curie,
·
„Maria
Skłodowska-Curie. Fotobiografia” – M. Sobieszczak-Marciniak.
Do obejrzenia:
·
„Maria
Skłodowska-Curie” – reż. M. Noelle,
·
„Maria Curie” – reż.
M. Boisrond.
Do zajrzenia:
Bibliografia:
[K1] Zyskowska-Ignaciak, K.: Zanim, Wydawnictwo MG, Kraków, 2016.
[K2] Sobieszczak-Marciniak, M.: Maria Skłodowska-Curie. Fotobiogfrafia, StudioEMKA, Warszawa, 2011.
[K2] Sobieszczak-Marciniak, M.: Maria Skłodowska-Curie. Fotobiogfrafia, StudioEMKA, Warszawa, 2011.
[W] Opracowanie własne.
Bardzo ciekawa recenzja, widać, że interesujesz się życiem Marii Skłodowskiej-Curie. Zachęciłaś mnie do przeczytania książki opowiadającej o jej życiu przed wyjazdem do Paryża. Co do wątków miłosnych, myślę, że dużo pisarzy ma z nimi problem. Czasami powieść sama w sobie jest wspaniała, przedstawia ciekawy punkt widzenia lub interesujący problem ale opisy scen łóżkowych, czy miłosnych, są po prostu beznadziejne. Myślę, że takie sceny mogą być trudne dla autorów, którzy z romansem nie mają dużo wspólnego.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Tak, wątki miłosne zarówno w książkach, jak i filmach jest bardzo trudno zrobić dobrze. Albo ma się to wyczucie albo go brakuje. Tutaj mi tego zabrakło.
Usuń