poniedziałek, 17 kwietnia 2017

„Każda nasza działalność stanowi akt polityczny!”, czyli co łączy Europę XXI wieku z Ludową Republiką Konga z przełomu lat 60. i 70. XX wieku


Co my wiemy o Afryce? Co nas – Europejczyków, może w ogóle obchodzić Afryka? Przecież to zupełnie inny kontynent, inna kultura, nawet, o zgrozo, często inny kolor skóry, wyznanie czy układy społeczne. A historia jednego z państw afrykańskich i to historia gospodarczo-polityczna? Toż to nie jest możliwe, żeby taka książka wpadła w nasze ręce. A jednak. A jednak taka książka powstała, wpadła w ręce i co ciekawe, pomimo natłoku zdarzeń, została przeczytana. Wniosek numer jeden: niby czytasz o Ludowej Republice Konga z przełomu lat 60. i 70. XX wieku, a jakbyś czytał o państwie europejskim z roku 2017.

         Książka Tadeusza Pasierbińskiego „Congo oyé!” jest reportażem politycznym z Ludowej Republiki Konga. Co dosyć ważne dla interpretacji całego przekazu, książka została wydana przez Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej w 1974 roku. Wystarczy odrobina wiedzy historycznej, żeby zestawić ówczesny ustrój Polski i opisywaną rewolucję polityczną w Kongu.


         Książka podzielona jest na rozdziały, które w mniejszym bądź większym stopniu przybliżają poszczególne etapy rewolucji komunistycznej (ludowej) w Kongu. Wspomniane są takie postaci jak: Fulbert Youlou, Alphonse Massemba-Débat i Marien Ngouabi (prezydenci odpowiednio w latach: 1960-63, 1963-68 i 1969-77). Jako, że pierwszy z wymienionych miał linię mocno prozachodnią (utrzymywał ścisłe kontakty z Francją, czyli byłą metropolią), a pozostałych dwóch kierowało się w stronę komunistycznego wschodu, autor nie omieszkał uwypuklić wad pędzącego kapitalizmu i jego negatywnego wpływu na życie Kongijczyków w czasach prezydentury Youlou. Reporter podkreślił jednak, że władza sprawowana przez tego polityka – duchownego, miała mocne rysy dyktatorskie. Tego samego spostrzeżenia zabrakło jednak w kontekście dwóch pozostałych wielmożnie panujących.


         Jeżeli ktoś będzie potrzebował niezwykle sumiennie skompletowanych danych dotyczących cen poszczególnych produktów spożywczych i nie tylko, w Kongu na przestrzeni lat 60. i 70. XX wieku, to śmiało może pędzić do biblioteki po tę książkę. Podane są tu czasami tak szczegółowe informacje, że czułam się, jakbym czytała rocznik statystyczny. Oczywistym jest, że również w aspekcie gospodarczym rządzący Ngouabi (autor był w Kongo podczas sprawowania przez Ngouabi’ego władzy), został przedstawiony jako osoba kompetentna i działająca zgodnie z najrozsądniejszą, marksistowską linią ekonomii, gospodarki.


         Na szczęście nie samą polityką i gospodarką książka ta stoi. Znajdą się w niej też fragmenty (choć niezbyt długie), w których można podpatrzeć trochę kulturę, relacje społeczne czy edukację ludowego Konga. I tutaj właśnie nadchodzi ten czas, w którym chciałabym podać kilka cytatów, które wybitnie kojarzą mi się z czasem obecnym, z rzeczywistością, która nas otacza. Ale. Ale podam tylko jeden, który obrazuje to wszystko najdobitniej i boję się, że pokazuje do czego zmierzamy:
„Siostro nie bój się robić polityki!
Uczyć się, to budować przyszłość kraju. To znaczy robić politykę.
Uprawiać swe pole, to produkować maniok, banany i owoce niezbędne dla życia nauczyciela, pielęgniarza, robotnika, urzędnika, żołnierza. To znaczy robić politykę.
Leczyć chorego, to dbać o zdrowie producenta, żołnierza i nauczyciela. To znaczy robić politykę.
Tańczyć, to organizować rozrywki dla robotników, chłopów, żołnierzy, urzędników itd., które pozwolą im odnowić siły. To znaczy robić politykę.
Nie bój sie polityki, bo każda nasza działalność stanowi akt polityczny!”.


         Wizja to raczej przerażająca, w której każdy czyn można rozpatrywać w kategorii „polityczny”. Niestety, z ubolewaniem odnotowuję to w swoim otoczeniu, coraz bliżej nam do takiego modelu społeczeństwa. Społeczeństwa rozpolitykowanego, a nie społeczeństwa pełnego jednostek, które potrafią w swej różnorodności stanowić grupę wzajemnie się wspierającą. Musimy zacząć myśleć i wiedzieć, że na świecie są inne kluczowe sprawy i znacznie ważniejsze niż polityka, która w takim kształcie, w jakim teraz jest uprawiana w Polsce, Europie i na świecie w ogóle, nie powinna stanowić clue naszej egzystencji.


         W książce udało się mi nawet znaleźć kilka akapitów odnoszących się do pozycji kobiet w społeczeństwie kongijskim w tamtych czasach. Nie są to raczej fragmenty optymistyczne. Na poparcie braku mojego uśmiechu podczas ich czytania napiszę tylko, że w Kongu z lat 70. (dane te są podobno odpowiednie dla Zairu, ale w republice ludowej cenniki nie podlegały znacznym różnicom), byłabym warta 200 dolarów (opłata przyszłego męża za przyszłą żonę, która ukończyła studia). Pociechą jest, że chociaż miałabym możliwość na te studia pójść. Jest to pokłosiem pewnej równości płci, którą w jakimś sensie forsowała partia rządząca wspominając, że „Kobieta kongijska nie jest towarem, jest działaczką rewolucji; powinna ona otrzymać te same prawa, co mężczyzna i wspólnie z nim bronić naszej [kongijskiej – dop. CzK] rewolucji”. Oczywistym jednak jest, że nie kobieta w tym była najważniejsza.


         Na koniec, czego nie mogę ominąć z pozycji osoby lubiącej książki, w reportażu tym również jest miejsce na kilka zdań o branży księgarskiej. Jak przystało na kraj ze słowem „ludowa” w nazwie, gros pozycji na półkach księgarskich i bibliotecznych stanowiły tak wybitne dzieła literatury światowej, jak prace Lenina, Mao, Stalina, Ho Szi Mina itd. Co mnie szczerze rozbawiło podczas czytania „Congo oyé!” w tramwaju o godzinie 6:01, do ludowego Konga nie importowano żadnych kryminałów, gdyż były one traktowane, jako „literatura ekstrawagancka i nie służąca rewolucji”. Co na to nasi pisarze kryminałów?

Do przeczytania:
·        „Kongo. Opowieść o zrujnowanym kraju” – D. van Reybrouck,
·        „Heban” – R. Kapuściński,
·        „Czarne gwiazdy” – R. Kapuściński.

Bibliografia:
[K1] Pasierbiński, T.: Congo oyé!, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa, 1974.
[W] Opracowanie własne. 


2 komentarze:

  1. Pierwszy raz słyszę o tej książce, ale to chyba nie jest dziwne. Intrygujące, zwłaszcza dla kogoś, kto lubi poznawac inne kraje, ich historię i kulturę, bo ta zawsze, w każdej książce przedrze się na powierzchnię, chociaż w małym ułamku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nie moje szperanie w bibliotecznym antykwariacie, to pewnie do dzisiaj nie wiedziałabym, że ta książka istnieje. Co do kultury, która zawsze przedrze się na powierzchnię, to zgadzam się w stu procentach.

      Usuń